Korsyka 2011

...jest głównie źródłem westchnień kajakarzy górskich. My postanowiliśmy spojrzeć na jej oblicze od strony morza i nie zawiedliśmy się. Ale żeby nie być gołosłownym zapraszamy na szczegółową relację.

 
Korsyka chodziła za nami już od jakiegoś czasu, dokładnie od kilku miesięcy, odkąd wiadomo było, że nie pojedziemy do Grecji, a pojawiły się inne plany zawodowe i możliwości. Z początku miała jechać większa ekipa wliczając Kacpra i Śliwę, ale tak się złożyło, że uszkodzili przyczepę daleko od domu i nie mogli z nami jechać, przy okazji rozbijając plany związane z transportem kajaków. Ostatecznie zdołaliśmy na czwartek wieczór przygotować bagażnik zdolny do transportu 6 kajaków morskich. Nie było to proste zadanie. To, co stworzyliśmy świetnie sprawdziło się w trasie, więc gra warta była świeczki.
Sprawy związane z transportem domknęliśmy w piątek po południu, choć plany były na piątek rano. Niestety odbiło się to czkawką przy okazji promu. Nie udało nam się dojechać na planowany kurs, więc na wyspę dotarliśmy nie w sobotę a w niedzielę. Po drodze mieliśmy parę przygód z rurą wydechową, cieknącym dachem, niepewną skrzynią biegów, pchaniem całego zestawu po autostradzie na najbliższy parking i sępieniem o flaszkę ropy za flaszkę. Korsyka to niezbyt wielka, ale za to dość wysoka wysepka. Oznacza to, że przebijając się na drugi brzeg cały czas poruszamy się po terenie górskim. Gwarantuje to niezapomniane widoki i wrażenia, ale też spory wycisk dla obładowanego auta.
W niedzielę wieczorem udało nam się w Ajaccio zostawić bezpiecznie autko i podpłynąć parę kilometrów w miejsce gdzie można było się rozbić, przegrupować i mieć za sobą odcinek skalistego cypla, który w innym razie musielibyśmy rano opływać pod wiatr.
Drugi dzień pływania (tak naprawdę pierwszy pełen dzień na wodzie) był całkiem przyjemny, choć według planu to miała być najmniej interesująca część trasy. Linia brzegowa od zachodu to raczej skały, miejscami kilkudziesięciometrowe pionowe klify z małymi zatoczkami. To wszystko w połączeniu z turkusową czystą wodą dostarcza niezapomnianych wrażeń. jest dodatkową atrakcją.
Płytowy układ skał powoduje, że w miejscach, w których skały wykruszają się powstają wąskie i głębokie szczeliny, w które można wpłynąć kajaczkiem (o ile nie ma fali), sporo z nich zamkniętych od góry tworzy niewielkie groty i to jest dodatkową atrakcją.
Cyple najbardziej wysunięte w morze to również miejsca, na których można zobaczyć niewielkie wieże sygnalizacyjne. Były budowane po to żeby przekazywać informację (ogień i dym) o zbliżających się niebezpieczeństwach w czasach, kiedy nie znano jeszcze prądu. Są rozlokowane na całym wybrzeżu i dają możliwość powiadomienia całej wyspy w jakieś pół godziny (według miejscowych).
Tego dnia mieliśmy do przeskoczenia 3 zatoczki a była okazja żeby nadrobić parę kilometrów straconych przez opóźnienia z piątku. Wycięliśmy na w miarę dobrze widoczny cypel po drugiej stronie zatoki i jak się okazało na wodzie zrobiliśmy nie trzy krótkie przeskoki tylko jeden 20km, co doprowadziło nas do słusznej konkluzji, że trzeba zacząć nawigować.
No, ale po takim przeskoku przynajmniej był powód żeby skoczyć na miejscowe żarcie. Całkiem dobre było tylko przyszło na wracać przez jakieś dzikie chaszcze z czołówkami na głowach.
Turystyka kajakowa oczywiście nie może się ograniczać do samego pływania. Zrobiliśmy sobie parę wycieczek pieszych w głąb lądu głównie w poszukiwaniu czegoś nadającego się do picia a przy okazji skosztowania miejscowej kuchni. Nie byłoby z tym większego problemu gdyby nie trudności w poruszaniem się po wyspie poza drogami czy ścieżkami. Strome wybrzeże powodowało, że trzeba się trochę wysilić. Roślinność, która w zasadzie nie występuje w postaci bez kolców i ostrych gałęzi powodowała, że wycieczka bez długich spodni kończyła się dość nieprzyjemnymi obrażeniami od kolan w dół.
Trzeciego dnia popłynęliśmy zgodnie z planem po w miarę spokojnej wodzie i w miarę blisko brzegu.
Mogliśmy podziwiać wszystko z bardzo bliska
I wieczorkiem rozbiliśmy się na dość ładnej piaszczystej plaży z nadzieją, że skoczymy sobie jeszcze na piwko.
Piwko było, ale wysoko w górach, więc już nie szliśmy żeby nie wracać po zmroku. Za to dość szybko okazało się, że źle oszacowaliśmy możliwości morza i parokrotnie zbieraliśmy szpej porywany przez fale, które nad ranem zamieniły plaże w jeden wielki kociokwik.
Czwarty dzień W takich warunkach wyjście w morze było dyskusyjne i zresztą dyskusja była też ożywiona. Aby zweryfikować podjęte decyzje Krakusowi udało się wyjść na wodę, przepłynąć kawałek i wylądować na plaży. Wszystko to w jednym kawałku, czyli fali nie udało się oddzielić go od kajaka natomiast potwierdziło to słuszność podjętej decyzji. Tego dnia pływanie ograniczyło się do kąpieli i wyjścia w góry.
Obserwując brzeg po drugiej stronie zatoki zastanawialiśmy się jak wysokie są pióropusze wody wybijanej w górę o skały w miejscach gdzie fale uderzały bezpośrednio w klif. Przewyższały one miejscami o połowę małe samotne skałki które można było wyodrębnić z takiej odległości. Następnego dnia okazało się, że te skałki mają jakieś 10m wysokości.
Piąty dzień... ...obfitował również w sporo atrakcji, których dostarczył nam Krakus demonstrując różne metody odbijania od brzegu.
W wolnej chwili poćwiczymy, może się to do czegoś przydać. Rezerwat Scandola który tego dnia odwiedziliśmy to gołe skały, ale jest tam masa fantastycznych dziur, w które można wpłynąć kajakiem.
Jak ktoś lubi takie atrakcje to moim zdaniem biją na głowę pływanie po Norwegii.
Na koniec jeszcze tylko zaliczyliśmy niewielką plażę, na której postanowiliśmy trochę odpocząć. Część z nas wyszła w teren, aby zwiedzić kolejna ze wspominanych wcześniej wież sygnalizacyjnych, cześć postanowiła poleżeć a ja postanowiłem wykorzystać czas na fotografowanie ryb. Zatoczka była piaszczysta, ale pojedyncze rybki pływały wiec była szansa. Na obiad przypłynęło trochę więcej (z ciekawości liczyłem, na fotce jest 170 sztuk, reszta się nie zmieściła). Karmienie z ręki takiej masy ryb to całkiem fajna zabawa choć niektóre osobniki myliły palce Kamila z żarciem.
Tego dnia też zakończyliśmy pływanie i pozostała kwestia samochodu i powrotu.
Powrót Niestety z komunikacją lokalną były problemy a i stopem nie było łatwo, więc Krakus i Balcer rano ostatniego dnia pojechali po auto i już o 22.00 byli z powrotem. Zapakowaliśmy auto i w nocy ruszyliśmy przez góry na prom. Trasa do polski przebiegła bez problemów i niespodzianek.
Kilka rad praktycznych Korsyka to miejsce bardzo godne polecenia dla kajakarzy morskich, i dające wiele satysfakcji z pływania, natomiast minimum doświadczenia, dobrego planowania i zdrowego rozsądku jest potrzebne. Kajakarsko atrakcyjna jest raczej zachodnia cześć wyspy. Wschodnia wygląda dość niewyględnie. Na zachodniej części pojawiają się natomiast następujące problemy. Brzeg jest skalisty i raczej stromy, przez co trudno jest znaleźć miejsce na nocleg. Charakter wybrzeża zmusza do dokładnego planowania z uwzględnieniem wiatru oraz fali i do posiadania dokładnych map. Przy czym dokładna mapa to taka, na której precyzyjnie zaznaczone jest miejsce nadające się do przybicia a to nie wszędzie jest oczywiste. Nie da się tak jak na Szkierach po prostu płynąć i wysiąść gdzieś po drodze. Miejsca do lądowania kajakiem są nieliczne i trzeba planować konkretny punkt. Ponadto przygotowując mapy warto oznaczyć też, w którą stronę skierowana jest plaża, bo to daje pojęcie o tym czy uda się do niej przybić danego dnia (czytaj: czy bardziej nadaje się do surfingu). Może się okazać, że przez 20-30km nie ma kawałka plaży do przybicia, a nawet, jeśli jest to nie ma gwarancji, że w środku nocy nie trzeba będzie uprawiać wspinaczki. Morze jest tu głębokie, więc fala jest długa i wysoka, występują pływy a plaże są bardzo skromne. Ponadto z wielu miejsc nawet nie ma specjalnie dojścia do cywilizacji. Myślałem też o tym żeby zrobić dzień kondycyjny i całej ekipie zorganizować spływ pontonem do morza, ale zabrakło czasu i chęci, może komuś innemu się uda. A warto, bo Korsyka to głównie miejsce dla kajakarzy górskich. Wyjazd kosztował nas około 1300pln na głowę (paliwo, autostrady, promy). Żarcie różnie, bo co jeden to inne podejście do tematu. Pływaliśmy dzięki wsparciu sprzętowemu Kayman Kayaks oraz uprzejmości Piotra Kaliszka. Pływali Balcer, Kamil, Krakus, Kudłaty, Staniek.
możesz też wypowiedzieć się na temat zdjęć